Główną bohaterką „Księżniczki z lodu” jest Erika Falck, pisarka, która wraca do swego rodzinnego domu, aby uporządkować rzeczy po zmarłych tragicznie rodzicach. W tym samym czasie zostaje zamordowana jej przyjaciółka z dzieciństwa – Alex. Śledztwo prowadzi miejscowa policja, a szczególnie angażuje się w sprawę młody policjant, Patrik Hedstrom, kolega Eriki z młodych lat. Po jakimś czasie pojawia się kolejny nieboszczyk – który był głównym podejrzanym w morderstwie Alex. Pomiędzy Eriką a Patrikiem nawiązuje się też coś więcej niż tylko wspólne próby rozwiązania zagadki tych tragicznych wydarzeń.
W powieści jest wiele tajemnic rodzinnych do wyjaśnienia – i rodziny Alex, i najbogatszych mieszkańców miasteczka – rodziny Lorentzów. Erica i Patrik podejrzewają, że wyjawienie tych tajemnic doprowadzi do wykrycia mordercy Alex.
Dodatkowym wątkiem jest sytuacja siostry Eriki, bitej przez męża. Erika próbuje wpłynąć na Annę i przekonać ją, aby nie dawała sobą manipulować. Niestety musi dojść do takiego wydarzenia, które w końcu przekona Annę do tego, że mąż zagrażaj i jej, i dzieciom.
Niestety – jest to pierwsza powieść skandynawska, która nie dorasta poziomem swoim wszystkim poprzedniczkom, które czytałam. Na okładce pojawia się zapis – „To najlepsza po trylogii Millennium Stiega Larssona powieść kryminalna”. Ale to właściwie nie jest powieść kryminalna, bardziej obyczajówka z wątkiem kryminalnym. Ponadto do Larssona bardzo jej daleko. Zajrzałam do komentarzy na merlinie i na szczęście znalazłam większość opinii podobnych do moich odczuć. Za dużo cech romansidła, opisów wyglądu w stylu Bridget Jones i np. takich:
„ W łazience umyła się pod pachami i pomyślała, jak to dobrze, że je rano wygoliła (…). Trochę perfum na przeguby, między piersiami i w zagłębieniu szyi (…). Ostro potraktowała szafę i dopiero po wyrzuceniu na łóżko większości ubrań zdecydowała się na prostą czarną koszulkę od Filippy K i pasującą do niej wąską czarną spódnicę do kostek.” – i jeszcze cała strona o makijażu, perfumach i wyrównanym oddechu. No nie wiem…
Trochę to taka Danielle Steel (?).
Ja również lubię te wątki obyczajowe w skandynawskich powieściach, ale tutaj tego za dużo i za ckliwie, a kryminału trochę za mało.
Oczywiście nie napiszę, że ta powieść zupełnie mi się nie podobała, bo przeczytałam ją do końca, a w domu mam drugą część. Jest lekka, pomysł całkiem ciekawy, mogę ją spokojnie pożyczać osobom, które lubią takie powieści, lekkie, romantyczne z nutką tajemnicy. Ale dla mnie – jak napisałam wcześniej – znajduje się na końcu listy czytanych przeze mnie książek skandynawskich autorów.
Moja ocena 2/6
hihihi, cytat wprost powala na kolana 😀
Mogłabym pół książki przepisać, bo większość opisów jest tego typu. 🙂
o 🙂 a ja myslalam ze to mądrzejsze jest 😀
I ja tak myślałam…
Ale!!!!!!!….. Podobno następne części są lepsze… ale intryga kryminalna niczego sobie 😉
Mnie najbardziej urzekły sceny z:
A) poświatą
B) brzuszkiem
C) bielizną
Istne szaleństwo 😉
Pozdrawiam!
Oj, to pocieszenie, bo kupiłam oczywiście z rozpędu wszystkie części… 🙂
Brzuszek i bielizna są niezłe 🙂
I podawanie przy każdym ubiorze marki 🙂
Ogólnie oczywiście da się przeczytać, i jak napisałam pomysł na wątek kryminalny niczego sobie – tylko te fragmenty…
jezu a co tam jest o poświacie???? zaczynam sie bac tej ksiazki ;)))))
Mery, „poświata” to skutek ostrej sceny erotycznej, dlatego też zachęcam do zapoznania się z „księżniczką” i gwarantuje, że niekiedy zesztywniejesz z zimna 😉
skutek?? o bosh, to co tam się działo..:)
A ja mimo wszystko mam w planach:) (Jeśli posiadałeś/aś blog szeleststron.blogspot.com w linkach uprzejmnie proszę o zmianę na coraz-blizej.blogspot.com)
Sara – dziękuję za wiadomość – już zmieniam, miałam „szelest stron”.