„Zwyczajny facet” – Małgorzata Kalicińska

Zauważyłam, że prawie na każdym blogu od czasu do czasu pojawia się książka lekka i przyjemna, łatwa w odbiorze, odrywająca od trudów dnia codziennego. I ja wzięłam więc do ręki coś lżejszego – „Zwyczajnego faceta” Małgorzaty Kalicińskiej. Niestety, pomimo tego, iż książkę czytało się bardzo dobrze i szybko – to od codzienności i związanymi z nią trudnościami niewiele się oderwałam. Jest to bardzo gorzki obraz absolutnie nieudanego małżeństwa zmierzającego ku rozpadowi bez uzyskania jakiegokolwiek porozumienia. Pogarda do drugiego człowieka przekracza tu granice. Nie ma  przemocy fizycznej, ale jeszcze gorsza – przemoc psychiczna. Żona jest osobą toksyczną, absolutnie nie do złamania. Zdarzają się chwile poprawy, wydaje się, że może będzie dobrze… Niestety wystarczy moment nieuwagi, nie takiego jak trzeba spojrzenia – koszmar trwa nadal.

Podczas sprawy rozwodowej okazuje się, że kobieta jest naprawdę „chora”, że jest osobą, od której należy uwolnić się jak najszybciej.

Powieść napisana jest z perspektywy męża, który opowiada o swoim życiu, o ucieczce do innego świata i odnalezieniu miłości.

Podobała mi się ta książka. Rzadko takie czytam, ale naprawdę, wiem o czym pisze Kalicińska. Toksyczna osoba potrafi być prawdziwym „wampirem”. Potrafi wyssać z człowieka każdy najmniejszy kawałeczek optymizmu. Nie wyobrażam sobie żyć obok kogoś takiego. Jeszcze przy mojej depresyjnej naturze i braku umiejętności walki? Byłaby to katastrofa – taką katastrofą okazało się małżeństwo z powieści „Zwyczajny facet”.

PS Chcę tu dopisać, że wczułam się jakby w postać Wieśka, ale było to moje najprawdopodobniej błędne przekonanie o winie żony. Komentarze wpisane pod tym postem – obszerne i wyjaśniające wiele spraw, dały mi do myślenia. Nie będę poprawiała tego, co napisałam, ale być może myliłam się. Być może zbyt szybko utożsamiłam kogoś z osobą bohatera powieści. Jeśli ktoś jest ciekawy szczegółów – proszę poczytać komentarze, gdzie Ainec, Dadaczka, a przede wszystkim Jasia piszą o trudnych i bolesnych sprawach.

85 responses to “„Zwyczajny facet” – Małgorzata Kalicińska

  1. Mnie tam Kalicińska nie kusi ani trochę :))

  2. Pierwsza chyba dobra recenzja, ostatnio spotykałam same kiepskie :O)
    Wiadomo każdy lubi co innego ;O)

  3. Sabinka – zależy czego się oczekuje, nie lubię „oper mydlanych”, a ta nią nie jest.
    Hiliko – ja nie wiem, czy mnie kusi Kalicińska, bo nic więcej jej nie czytałam. Tę książkę ktoś mi polecił i się nie zawiodłam, może lubię powieści o nieudacznikach? Pewnie tak, bo wszyscy moi ulubieni detektywi z bardzo lubianych kryminałów to właściwie też takie „ofiary losu” – może coś w tym jest.

  4. Lubię książki Kalicińskiej, ale po tej nie wiedziałam czego się spodziewać i okładka mnie zniechęcała ;), jednak po twoim opisie ją przeczytam 🙂

  5. Ja mam jakąś trudną do wytłumaczenia awersję do Kalicińskiej 🙂
    Ale po książki lekkie i przyjemne również sięgam, bo to fajna rozrywka 🙂
    Pozdrawiam!

  6. O, to teraz chętnie po nią sięgnę. Zanim przeczytałam Twoją opinię, myślałam, że to kolejne sielsko-rzewne czytadło. W takim razie – przekonałaś mnie i zachęciłaś.

  7. Wiadomo, że ja się tego nie tknę, ale recenzję czytało się przyjemnie;) Chociaż… niewiele jest książek, w których to kobieta jest tym złym:) Hmm, jednak chyba nie powinienem jej czytać;)

  8. Tucha – no właśnie. Pozdrawiam. Nie wiem dlaczego, ale Twój blog mi sie nie otwiera, szkoda…
    Toska, Kalio – przeczytajcie, mnie się naprawdę podobała, nie zawsze jest różowo…. Okładka też mi się podoba, chyba jestem dziwna. 🙂
    Pablo – wiem, to samo pomyślałam. Jakbyś się kiedyś skusił, to mógłbyś rzucić tą książką w ścianę, czytając co wyrabia ta kobieta – i nie zdziwiłabym się wcale. 🙂

  9. jakoś nie potrafię się przełamać i sięgnąć po książki Pani Kalicińskiej… może kiedyś? 🙂

  10. Beatrix
    tego właśnie obawiam się najbardziej;) Może na wakacjach -plaża, leżaczek, słoneczko – kiedy nic nie jest w stanie zaburzyć mojego świętego spokoju…:)

  11. Kurczę, jakoś nie mogę przekonać się do Kalicińskiej. Próbowałam cosik podczytać rozlewiskowego, ale nie dałam rady. Może tym razem się uda 🙂

  12. jakoś nie jestem przekonana, co do tej autorki, ale ja tam lubię książki lekkie i przyjemne:)

  13. Isabelle – ta nie jest zła 😉
    The_Book – tych rozlewisk też nie czytałam, to nie mogę porównać, ale „Zwyczajny facet” podszedł mi bardzo dobrze.
    Sara – no właśnie, czasami trzeba i takie czytać.

  14. Zniechęciłam się do tej pisarki przez serial i może to był błąd?

  15. Muszę przeczytać.

  16. Czytałam 3 tomy Rozlewiska i Zwyczajnego faceta…czyta się gładko, chociaż nie udało mi się wyobrazić sobie jakim cudem facet po 50 tce, pijąc piwo z kolegami..potrafi powiedzieć :”kurczę” 😉 Kalicinska wg. mnie trafia do swojego pokolenia…młodsi jakoś mniej ją rozumieją i niechętnie sięgają .

  17. Olenta – polecam.
    Beata – myślę, że są różni ludzie i o różnych pisze się powieści, tak wiele typów charakterów – powstaje więc wiele książek, zależy co bardziej do nas przemawia, bardziej nam się pewnie podoba…
    Pozdrawiam serdecznie.

  18. Czytam… i jestem w szoku… bo przeraża mnie obraz małżeństwa, jaki przedstawia p.Kalicińska! Nie wiem jakie miała zamiary, ale uważam, że przedstawienie męża jako ofiary, jest co najmniej nieodpowiednie! co on robił przez całe swoje małżeństwo? Czy jego żona nie miała prawa do „byciaszczęśliwą na swój sposób”? Nie przekonuje mnie autorka do swojej teorii, że oto mąż jest prześladowany przez wiele lat pożycia… a ona jest jędzą, która zasługuje tylko na potępienie. Mój mąż jest b.trudnym człowiekiem, drobiazgi urastają do rangi niesamowitych problemów, na dodatek obraża się z byle powodu i manifestuje swoją postawę, chcąc wzbudzić dookoła współczucie, co jest zafałszowane do granic wytrzymałości! Ma wiele zalet, jest mądrym, inteligentnym człowiekiem… ale życiowo chłopiec, nieodpowiedzialny, niekonsekwentny chłopiec. Jeżeli przeczyta tę pozycję, pewnie zapadnie w długotrwałą obrazę! Nie gratuluję p. Kalicińskiej!

    • Moze pokochala tego faceta… Ja natomiast wiem o czym piszesz… tez bylam z trudnym facetem niesamowicie upartym i tak samo jak u ciebie z drobiazgow robil problem, zamiast cieszyc sie zyciem. Wiedzialam ze ma trudne dziecinstwo staralam sie byc „lekarstwem” tymczasem z czasem pozbylam sie swojej wrazliwosci, gdyz narastala we mnie frustracja, bo zauwazylam ze przestalam zyc dla siebie. W koncu mialam dosc i rozwiodlam sie. Ile mozna zyc dla kogos, nie dostajac w zamian tylko frustracje, ile mozna walczyc o kazde glupstwo, ktore sie chce, nasze malzenstwo stalo sie polem bitwy dla mnie, brakiem jakiegokolwiek zrozumienia z jego strony, nie chcialam juz wiecej byc jedyna w malzenstwie, ktora ma zrozumienie dla drugiego. teraz on wie i rozumie ze bylam najlepsza jaka mogl miec, zaczyna mnie rozumiec… troche za pozno.Nie czytalam tej ksiazki, tylko recenzje, ale siegne po nia napewno. Ludzie sami czasem nie widza ze kreuja swoje zycie.

  19. Myślę, że Kalicińskiej chodzi o to, że życie z takim człowiekiem nie należy do najłatwiejszych. I myślę, że nie każdy ma tyle siły, by to znieść – nieważne czy kobieta, czy mężczyzna. Usposobienia sobie nie wybieramy – każdy ma swoją wytrzymałość psychiczną – jeden większą, inny mniejszą. Ale prawo do szacunku ma każdy – a ta żona z powieści do swego męża nie miała szacunku, nawet będąc trudną osobą nie można poniewierać drugim człowiekiem. Niestety życie pokazuje inaczej…
    Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

    • Nie wiem dokładnie o co chodziło P. Kalicińskiej, pewnie tylko ona wie co opisała, co było dla niej natchnieniem tym razem. Poprzednią jej trylogię rozlewiskową przeczytałam jednym tchem i miałam poczucie, iż dano mi prawo wyboru, prawo mojej interpretacji postaci jakie tam występowały. „Zwyczajny facet” jest tak bardzo tendencyjny, że aż nie chce się go czytać, jego wynurzenia są nudne i na jedną nutę… mam wrażenie jakby siebie idealizował, „jakiż ja jestem wspaniały a ona tego nie docenia”… Nijak się ma ta książka do przyjemnej literatury, jaką pisarka stworzyła uprzednio.
      Pozdrawiam.

      • Tak to z literaturą bywa – nie zawsze jej tematyka należy do najprzyjemniejszych.

      • The move to San Francisco should be a wonderful adreetuvn. It is one of the best cities in the country. You will love doing things like exploring the city, checking out the 17 mile drive and going up to the Hearst Castle. And it sounds like your husband has a well paying job so you can afford the house prices. Good luck.FD

  20. Dadaczka@gazeta.pl

    Mnie ta książka przeraziła i zmartwiła. Elementarne poczucie sprawiedliwości woła, że to nie tak, że nie można sądzić na podstawie relacji jednej strony – a tu tylko jedna strona pokazała swoje racje, druga więc została bez szans (wariatka, która nie szanuje – tylko taki jest obraz). Wolność pisarza? Być może. Ale ja jako czytelnik nie muszę wszystkiego „kupować”, mogę uznać prezentowane poglądy lub sposób ich przedstawienia jako złe lub szkodliwe. I tak właśnie jest w tym wypadku. Nie odnoszę się do wartości literackich, czy to gniot czy arcydzieło, odnoszę się do tematu książki i jej treści. Pani Kalicińska zrobiła coś nowego i jednocześnie starego jak świat: dokopała innej anonimowej kobiecie. I jak to kobieta, zrobiło to typowo: bezkompromisowo, w sposób okrutny dla innej kobiety. Zero szans na obronę. Tej anonimowej (dla autorki)- a w realnym świecie przecież istniejącej w wielu osobach – kobiecie odebrano prawo do obrony. Oskarżona, osądzona, bez cienia wątpliwości, bez refleksji, bez szansy na obiektwny osąd. A życie uczy, że w związkach, jeśli sie rozpadają, to rzadko kiedy winę można zdecydowanie i tylko jednej osobie przypisać. Czarne, białe – a gdzie wszystkie odcienie szarości? Żona bohatera jest zła i tylko zła. Chora psychicznie po prostu. Jak łatwo tak osądzić. Jak łatwo takim osądem dotknąć i skrzywdzić.
    Gorzko mi to pisać, bo znam z otoczenia takie osoby, o których mąż mówił: ty wariatko, ty się powinnaś leczyć – a nie widział tego, co sam złego zrobił, nie dopuszczał tego do swojej świadomości, krzywdził i odchodził w poczuciu bycia skrzywdzonym. I to niestety nie jeden taki wypadek.
    Podejrzewam, ze większość z nas jest taka właśnie: widzimy winy partnera, nie widzimy swoich. A pani Kalicińska to spisała i oskarżyła wraz z tymi wszystkimi mężami wykrzykującymi żonom: ty jesteś wariatka, ciebie trzeba leczyć, do psychiatry! Może powinna się teraz znaleźć inna pani Kalicińska (albo pan Kaliciński), który wsparłby w ten sam sposób te kobiety, które są obrażane, lekceważone, wyśmiewane przez mężów-panów wszechwiedzących-egoistów i despotow, którzy w koncu od nich odchodzą, pozostawiajac czesto-gesto panie w trudnej sytuacji materialnej, z dlugami, dziecmi – bo przeciez on juz nie mogl z nią wytrzymać! bo to jędza była, a on ma prawo do szczęścia…
    Jakos dziwnie jestem spokojna o to, że się ani taka druga pani Kalicińska ani tym bardziej pan Kaliciński nie znajdzie..żadnego mężczyzny to nie zainteresuje bo niby dlaczego? A kobiety? no cóż: ta druga strona medalu jak ją przedstawi kobieta jest znacznie mniej nośna, łatwo ją zdyskredytować (baba jędza histeryczka) i kto by tam chciał się w to bawić.
    A na zakończenie: nie wierzę w psychologiczną prawdę przedstawiania poglądów i uczuć meżczyzny przez kobietę. No nie wierzę. I jedynie w tej kwestii ciekawa jestem odczuć mężczyzn.

    • No dobrze, ale jak się uwaga o dzieciach ma co do zastrzeżeń do książki? Bo nie rozumiem.

      O kobietach w roli ofiary w małżeństwie – byc może ksiażki są, jakoś taką lekturą się nie zajmowałam, nie wpadła mi ręce, więc nic mi nie przychodzi do głowy. Czy są takie książki pisane przez mężczyzn? Z punktu widzenia kobiety? Ale tak, aby do mężczyzn trafiły? Jeśli ktoś zna – to proszę o przykład. Bo wydaje mi się, że książka p. Kalicińskiej właśnie na tym pomyśle jest oparta: kobieta pisze książkę z punktu widzenia mężczyzny, ale w taki sposób, aby trafiła do kobiet. Aby do kobiet trafiły te oskarżenia mężczyzn, których kobiety nie rozumieją. OK. pomysł dobry, a przynajmniej nietypowy. Dobry punkt wyjścia dla książki. Ale jednocześnie przez to tendencyjne ujęcie sprawiający ból osobom, które mogą oskarżenia odnieść do swoich osobistych sytuacji, przekształcający się w jednostronne oskarżenie stające się automatycznie osądem – bo jak ma być inaczej, skoro tylko jedna strona ma głos?

      Ja osobiście nie spotkalam się jeszcze w moich lekturach z podobnym zabiegiem „dla obrony kobiet”. Jak pisalam wyżej, akurat specjalnie nie miałam do czynienia z lekturami, w których kobieta jest pokazana w roli ofiary przemocy w rodzinie (psychicznej, jak w tym przypadku). No kwestia przypadku może, ale nie miałam. I jednocześnie mnie to jakoś tak uderza: głównymi odbiorcami książek p. Kalicińskiej są kobiety. Mężczyzn na ogół takie lektury nie przyciągają, nie pasjonują. Można założyć, że autorka zdaje sobie z tego sprawę. I dlatego m.in. mnie tak zdumiał ten frontalny atak na swoje czytelniczki, a konkretnie tę grupę z nich, które znalazły się w swoim realnym życiu w podobnych sytuacjach. Mniej lub bardziej podobnych. Czy ten atak mężczyznom pomoże, czy pomoże związkom w ogólności? Może ktoś coś przemyśli, ale pierwsza myśl jaka mi przychodzi, że jeśli rzeczywiście kobieta dopuszcza sie przemocy psychicznej w rodzinie to znaczy, że ma pewien problem osobowościowo-psychologiczny – słabo w takiej sytuacji widzę, aby lektura coś tu zmieniła, zmusiła do refleksji, czy spowodowala pójście na terapię. Jeśli więc ten cel ksiażki ma małe szanse na realizację, to bardziej realne wydaje mi się zaistnienie drugiego efektu tej książki – zamierzonego przez autorkę lub nie – dotknięcia, dołożenia bólu kobietom, które przez podobne sytuacje przechodziły, przechodzą, które mąż rzucił „bo wariatka” w sytuacji, gdy OBOJE nie mogli znaleźć drogi do wzajemnego porozumienia się.

      Dalej jeszcze co do podniesionego wyżej argumentu pt. „dzieci”. Jak pisałam, obserwuję w życiu przypadki – nie analogiczne – gdy sie pojawiały w stosunku do kobiet teksty żywcem niemal z książki p. Kalicińskiej. Dzieci (dorosłe lub – co gorsza – niedorosłe) które widziałam, w takich sytuacjach są pogubione, nie wiedzą czego sie trzymać. Widzą racje jednej i drugiej strony, kochają oboje rodziców. To akurat widać było w ksiażce w postawie córki: o ile syn stanął po stronie ojca, a przede wszystkim wycofał się z konfliktu rodzinnego i zajął własnym życiem (typowe, racjonalne – w przeciwieństwie do emocjonalnego – męskie zachowanie), córka była rozdarta pomiędzy rodzicami. Ojciec interpretował to jednoznacznie „matka, ta niesprawiedliwa wartiatka, namąciła jej w głowie”. A może matka mogła tak samo powiedzieć „namącił jej w głowie”, gdy córka przechylala sie w swoich osądach na stronę ojca? Ale w książce nie ma miejsca na wątpliwości, jest tylko jedna strona konfliktu, tylko ta jedna strona ma rację i zasługuje na sympatię czytelnika. Ta druga jest w czambuł potępiona.

      Sorka, ale w ogóle nie trafia do mnie w obronie ksiązki argument szczęscia dzieci, które spędzają życie w domu pełnym awantur, które wywołuje najczęściej matka. Skąd to uogólnienie „najczęściej”. I kolejne: „bardzo często wspierają tego ojca”? Efekt książki?

      Tak, dzieci mają prawo do spokojnego, szczęśliwego domu. Ale za realizację tego prawa odpowiada obydwoje rodziców. P.Kalicińska opisała tendencyjnie i jednostronnie sytuację rodzinną, która być może miała znacznie więcej odcieni – życie uczy, ze w tych sprawach strasznie trudno o rozróżnienie „czarne-białe”. A ta książka taka właśnie jest. Jest tylko czarny charakter w postaci żony i tylko biały w postaci męża. I to mi się nie podoba, nakazuje mi krytyczny stosunek do książki, podważa jej prawdę psychologiczną, a jeszcze dodatkowo przeraża, bo… bo jestem w stanie współodczuć przykrość, jaką odczułaby po takiej lekturze bliska mi kobieta, która slyszała oskarżenia „wariatko, do psychiatryka cie zamknąć” od odchodzącego męża, który w ogóle nie widział swoich przewin, krzywd, które wyrządził jej i rodzinie, a które tak naprawdę doprowadziły do awantur i rozpadu małżeństwa – i który odchodził, bo jemu się należy szczęście i spokój. A że kosztem zniszczonego życia jego byłej żony, zniszczonej rodziny – to naprawdę bez znaczenia. Ale nie jestem okrutna, jej tej lektury nie podsunę, przeciwnie ukryję ją przed nią – bo gdy człowiek słaby, gdy otrzyma cios, który go zwala z nóg, nawet piórko w postaci książki może być niczym walnięcie deską.

      Inny przypadek? Być może. Ale w obydwu: i tym o którym piszę, i tym opisywanym w książce, nie ma czarne-białe, jest splot okoliczności i przewin z OBU stron, ktory prowadzi do bolesnego finału. Ja to widzę i rozumiem. A autorka nie. W ksiązce o tym cisza. Bo tylko jedna strona ma głos i rację.

    • Osobowośc Wieśka zupełnie niekonsekwentna, albo pozbawiona faktycznej prawdy. Gość użala się, że sądy w podziale majątku nie uznali jego racji, to co szuka teraz sprawiedliwości wynajętym piórem Kalicińskiej? Na „Naszej Klasie” Kalicińska publikowała w objęciach swoje zdjęcie z Turku z inż. stoczniowcem, o którym pisała w felietonach i mówiła w wywiadach jako o swoim nowym facecie życiowym. Opisywała w prasie wyjazdy do niego do Korei bo tam pracował, ich wspólne wyjazdy. Gość w tym czasie latał po sądach, aby odejść od swojej żony i szarpnąć od niej jak najwięcej ich dorobku? z ksiażki wynika, że sądy stanęły po stronie zony bo gośc nie miał ani dowodów ani świadów na swoje rewelacje. Czy pióro Kalicińskiej dowodów nie potrzebowało tak jak sądy gdy wtórowała swojemu facetowi w książkowym obrzucaniu błotem – tak to wygląda niestety- swojej poprzedniczki z ktore jej facet ma dorosłe juz dzieci? To jest pytanie. Ciekawa jestem wersji żony Wieśka to może być ciekawsza książka – o Kalicińskiej też? prawdziwsza?

      • Finanse czasem ludziom dyktują moralność. Niestety. Beatrix jest tak nawet jeśli m chciałabym świat widzieć inaczej. Jest taka scena w książce, że mecenas żąda mocnych argumentów/dowodów na swoje poglądy a Wieśiek mówi, że nie ma. To jak to jest, żona chora na awantury „wariatka”, do tego dzieci na zajęcia dodatkowe i basen (tak stoi w książce) nie chciała wozić, itd., itp. a znajomi od grilla i imienin, koledzy, sąsiedzi, ciotki, wujowie nic o tym nie wiedzą jaka ona była „awnaturującą ” się i „złą” matką i żoną? To sa prawnie tzw. dowody osobowe w procesie. Kompletny brak logiki i konsekwencji w przedstawionej postaci i sytuacji. Albo ….Wieśiek ściemiania. Wieśiek jest przedstawiany jako ten szlachetny szeryf. A proste pytanie: dzieci wychowali jak sie okazuje bardzo ok, no to razem z jej dużym udziałem je tak wychowali czy tylko Wieśiek sam je na takie wychował między statkiem a kolejnym budowanym statkiem? Do tego krajowa prasa kolorowa przez jakiś czas była pełna informacji samej Kalicińskiej o inż. Włodku od statków teraz pracującym w Korei mającym tak jak ona dwoje dorosłych dzieci, z którym jest ona teraz w osobistym związku i ich wspólnych planach na dalsze życie (było wiele takich wywiadów – Viva, Gala). No gdyby tak było, że razem wysmażyli pasztet na byłą Wieśka bo polskie sądy nie uznały argumentacji i „dowodów” z opowieści Wieśka o żonie, więc Wiesiek i Kalicińska oboje w odwecie byłej żonie -jak w dobrym westernie -zrobili oto nam publiczny samosąd nad „wariatką” to sprawa będzie rozwojowa jak w takiej sytuacji mawiają prawnicy. Polskie sądy doprawdy sądzisz, że sa głupie ? Myślę, że Wiesiek jest inteligentny i przekonywujący. Sądy jednak pracują na faktach, na dowodach a nie na czarowaniu słowem, nawet bardzo pięknie czarowanym. Fakty książkowe i logika z faktów podanych w książce przeczą Wieśka „prawdzie”. Poza tym, Wiesiek opowiada, że w jego domu rodzice prali brudy poza dziećmi wskazując, że on też szlachetnie podziela ten pogląd. Czyżby sprzedał (ksiażka poszła chyba w dużym nakładzie – zarobek spory) jednak swoje brudy o odchodzeniu od żony nie tylko dzieciom, znajomym, ale całemu krajowi? Nie ! no to może faktycznie to wszystko jest tylko literacką fikcją bo będac faktycznie szlachetny na taką nikczemność by sie przecież nigdy nie zdecydował. Raczej gdyby opisy żony były istotnie prawdą poszedłby sam lub z nią razem do psychoanalityka. Przy załozeniu, że jest normalnyhm i faktycznie cieplym, szlachetnym a nade wszytko przywoitym człowiekiem. Przecież nie bał się, że od psychoanalityka dostanie opinię, że z żona jest ok i będzie musiał skończyć z sugerowaniem, że ona ma odjazdy lub…uznać, że nie ma monopolu na prawdę. Czyż nie? Postać Wieśka jest kompletnie poza wiarygodnością, ale Kalicińska zrobiła wiele , aby czytelnik go polubił. Nie wierzę, że są charaktery tylko czarne i tylko niewinne białe. A Kalicińska chce abyśmy w to uwierzyli. Dlaczego?

      • No przyznam, że tylko z grubsza przewertowałam tę książkę, ale rozmowy z mecenasem zwróciły mi moją uwagę. Po Twojej uwadze Beatrix zajrzałam teraz jednak ponownie do książki – na str 311 jest dialog z mecenasem potwierdzający, że Wiesław żadnych dowodów nie ma dowodów/świadków, że Joanna była taka jaką on mecenasowi/do sądu słownei przedstawiał: „Nie ma pan jakichś świadków, co by powiedzieli jak było?” „nie mam” odpowiada W. I mecenas dalej – „znajdzie pan świadków, którzy powiedzą jaka była”. I zdziwienie Wiesława: „lewych świadków”? hmmmm…No pośpiech czasem jest złym doradcą, Kalicińska tego nie przemyślała. A nikt z nas nie żyje na wyspie bezludnej, jeśli Joanna faktycznie była awaturnicą to nawet gdyby była jaką Meryl Streep razem z Antonym Hopkinsem do potęgi entej, w żadnym razie przez dziesiątki lat ich małżeństwa (dzieci dorosłe)nie ukryłaby swego niezwykłego awanturnictwa (swojego ADHD?) wobec np. sąsiadów lub wobec znajomych na zwykle wielogodzinnych imprezach, Sylwestrach ze znajomymi itd. Im też – co nieuchronne- urządzałaby awantury bo inaczej po prostu by nie umiała. A skoro brak ludzi, którzy potwierdzaliby tezy Wiesława to gdzie jest prawda? Czy tylko on ją wkurzał? Jesli tak to dlaczego tylko on? Zresztą jesli była taką awanturnica to chociaż na jednej imprezie ze znajomymi w ciągu tak wielu lat powinna taką awaturę zrobić i świadkowie by byli PRAWDZIWI a nie lewi :-)Dodam policjantka to ja nie jestem, ale widziałam nie jedno. Oj niejedno. Dlatego twierdzę, że książka jest dziwna a postać Wiesława mało wiarygodna choć opisana z przekonywującą swobodą narracyjną – czy o to chodziło autorce? czasem uda sie lisa przedstawiać jak zająca, lecz na jak długo?

    • Dadaczka napisała: „krytyczny stosunek do książki, podważa jej prawdę psychologiczną, a jeszcze dodatkowo przeraża, bo… bo jestem w stanie współodczuć przykrość, jaką odczułaby po takiej lekturze bliska mi kobieta, która slyszała oskarżenia „wariatko, do psychiatryka cie zamknąć” od odchodzącego męża, który w ogóle nie widział swoich przewin, krzywd, które wyrządził jej i rodzinie, a które tak naprawdę doprowadziły do awantur i rozpadu małżeństwa – i który odchodził, bo jemu się należy szczęście i spokój. A że kosztem zniszczonego życia jego byłej żony, zniszczonej rodziny – to naprawdę bez znaczenia. Ale nie jestem okrutna, jej tej lektury nie podsunę, przeciwnie ukryję ją przed nią – bo gdy człowiek słaby, gdy otrzyma cios, który go zwala z nóg, nawet piórko w postaci książki może być niczym walnięcie deską.”

      w pełni i abosolutnie rozumiem.

      • Witam Panie, nie moge oderwać sie od tej ksiazki, to wygładzona wersja mojego małżeństwa, podkreślam „wygładzona” było o wiele gorzej. Nie bardzo rozumiem oburzenie kilku z Was, takie kobiety się zdarzaja, miałem nieszczęscie przeżyc tak 20 lat. I nie chciałbym wybielać facetów, najczęsciej to skur…le i prawo powinno ich nękać, ale sa przypadki terroru ze strony żony własnie i wówczas facet jest ofiarą systemu, bo dom zadbany, dzieci czyste itp. Obecnie juz 4 rok trwa rozwod. Zaznaczam że nie chodzi tu o „młodszy model” mieszkam sam z dorosłym synem. Czy komus sie wydaje że nie lepiej byłoby żyć i zestarzeć sie sie u boku żony, matki wspólnych dzieci, babci wspólnych wnuków ? O rany każdy chyba o tym marzy ! Ja oczekiwałem tylko spokoju i domowego ciepła, za to miałem pole bitwy. Nie żałuję decyzji o wyprowadzce.
        ps. Nigdy nie byłem bezrobotny, i dobrze sie nam powodziło. Im lepiej finasowo tym było wieksze piekło w domu. Jest masa ksiazek opisujacych skrzywdzone kobiety, ta jako pierwsza porusza sprawę terroru żony i matki nad rodziną. Brawo

  21. To ja przepraszam, wpadłam tutaj (przypadkiem) i tak emocjonalnie napisałam. Ja też się odnoszę do książki, tylko do książki, dlaczego – mimo, że się ją dobrze czytało – wzbudziła mój hmm, no nawet nie wiem jak to określić: niesmak? nie, to nie jest dobre słowo. Zasmuciła mnie, ale nie tyle swoja tematyką (bo to w końcu samo życie, tematy niełatwe, niewesołe, ale tak bywa), tylko tym, jak autorka tę tematykę ujęła i jak wskutek tego książka może być odebrana, ile złego może zrobić. Oczywiście na moją perspektywę mają wpływ moje doświadczenia, to, co przez ostatnie lata obserwałam, w czym musiałam poniekąd uczestniczyć (bo nie mogłam odmówić pomocy, wsparcia itp) i przemyślenia z tych lat. Pewnie bez tych doświadczeń nie miałabym aż tak silnych zastrzeżeń do książki i nie pisałabym o nich tak emocjonalnie.
    Pozdrawiam, spokojnych Świąt życzę.
    D.

    • Dziękuję i również przepraszam – coś mi się zdaje, że ja też podeszłam zbyt emocjonalnie do tej książki – pewnie obie wiemy o co chodzi, tylko każda ze swojego punktu widzenia. Mam nadzieję, że zajrzysz jeszcze. Ten blog jest dla mnie ważny, dodaje mi jakiejś wiary w siebie – sama nie wiem, to dziwne.
      Wesołych i spokojnych świąt.

  22. Zajrzałam tutaj ponownie… i cieszę się, że dyskusja trwa. Zgadzam się z oburzeniem Dadaczki, rozumiem jej opinię. We mnie wzbudziła ta pozycja podobne emocje, bo oto bohater uswiadamia sobie, że dzieci ma dorosłe… i czas na realizzację planów… tylko swoich planów! Obraz udręczonego jędzą męża, to fikcja wymyslona przez autorkę, która jak sądzę ma zjednać jej grono męskich wielbicieli… podobnie uciemiężonych jak ów bohater. Fe! Życie pisze swoje scenariusze, jednak zawsze ma wiele aspektów i daje szanse wszystkim w nim uczestniczącym. Dla mnie „Zwyczajny facet” to egocentryczny tchórz, który idzie łatwą drogą do swego celu. Ma prawo, wiadomo. I ja mam prawo do swojej oceny takiej postawy życiowej. Jednak nie jestem zadowolona, że owa pozycja zasila mój księgozbiór… bo podobnie jak Dadaczka, obawiam się, czy aby nie dostanie się w niepowołane ręce i nie spowoduje bólu osobie, która może mieć w życiu partnera-cichego, grzecznego egoistę, który pod przykrywką „zwyczajnego faceta” dąży bezwzględnie do swego celu! Pozdrawiam wszystkich biorących udział w dyskusji, żona cichego niby zwyczajnego faceta!

    • Oj, kobitki, kobitki…
      Egocentryczny tchórz, droga Ainec? Ostro ale chyba niesprawiedliwie.
      Bo dlaczego właściwie tchórz? Czy dlatego, że bohater książki (pamiętajmy: fikcja literacka, więc rzeczywistość stworzona przez Autorkę) po dwudziestu kilku latach życia od awantury do awantury, na ciągłej huśtawce emocjoinalnej, doszedł do wniosku, że reszty życia nie chce już tak spędzać? Zwróć uwagę, że nie zostawił samotnej matki z małymi dziećmi. Masz mu to za złe? Chyba nie czytałaś tej książki dokładnie albo łzy żalu nad własnym losem zalewały Ci oczy uniemożliwiając czytanie. Masz za złe Wieśkowi, że zanim odszedł to przez wiele lat próbował radzić sobie z niestabilną emocjonalnie żoną – dla dobra rodziny i dzieci. Jaki w tym sens?
      Nie bardzo też rozumiem to zdanie „żona cichego niby zwyczajnego faceta”. Mam wrażenie (z Twoich słów w postach poniżej to wynika), że jesteś w takiej samej sytuacji jak Wiesiek z książki: cierpisz z powodu podłych zachowań Twojego partnera, wszystko rozgrywa się w czterech ścianach Twojego domu przy nieświadomości otoczenia. Toż to tak samo, jak w książce! Tyle tylko, że Ty jesteś w sytuacji Wieśka, a rolę Joanny w Twoim życiu gra Twój patner.
      Szczerze Ci radzę – zrób jak Wiesiek z książki: ratuj swoje życie. Na pewno nie chcesz w takim związku dotrwać do emerytury.
      Pozdrawiam serdecznie 🙂

      • No dziekuję Zwyklak, gdy to pisałeś już byłam daleko od niego:)

        dziś minął miesiąc od kiedy mieszkam sama, odeszłam od męża „kryształowego Wieska”… zbieram się w sobie, z kazdym dniem wraca mi pogoda ducha… i choć wiele wyzwań przede mną, choć boję się czasem… ide do przodu! Bo przecież robię to dla siebie:) i doszłam do wniosku, że przeczytam ponownie „zwyczajnego faceta” za jakiś czas, gdy moje emocje opadną i wtedy skonfrontuje swoje odczucia z tymi, z czasów życia z „moim Wieśkiem”, pozdrawiam wszystkich, pa

  23. Jasia – ja również niejedno widziałam. Kamuflowanie się jest zdolnością bardzo ogólnie stosowaną – ja znam taką osobę, jaką jest /żona/ i naprawdę wiem co oznacza życie pod jednym dachem z kimś takim. I nigdy nie pochwalę niszczenia czyichś wspomnień i ubliżania, bo to jest gorsze od policzka.
    I nie dziwię się, że aby się od takiej osoby uwolnić, nawet nie chce się szukać świadków. Chce się uwolnić – jeśli ma się siłę. Gdybyś dokładnie przeczytała moje komentarze, wiedziałabyś o co mi chodzi. Ja już więcej nic nie napiszę, bo jak dałam do zrozumienia, jestem taką „zwyczajną kobietą”. Ale daję radę. Pozdrawiam.

    • ok Beatrix. Masz prawo do innego zdania. Ja też niestety jestem taką „zwyczajną kobietą” i to mającą z Nim dzieci…Żadnej nikczemności i nigdy nie tłumaczy fakt, że ten i owy ją stosuje. Jest mi zdecydowanie bliżej do opinii Ainiec i Dadaczki. Zwracam jedynie uwagę, że rzecz w ksiażce nie w tym, że mu się nie chcialo szukać świadków lecz w tym , że on nie miał świadków na to co tak obrazowo żali sie w książce….po prostu. I to jest dziwne i bez logiki dla wiarygodności postaci. On jest zbyt biały a ona zbyt czarna…a to nie western. Zbyt długo żyję, aby w to uwierzyć (wg mnie gdyby tak faktycznie w życu było to małzeństwo to przetrwałoby kilka m-cy, góra rok, facet był zupełnie niezależny finansowo i pokazano w książce, że swoje zdanie potrafił mieć).
      Nie pochwale NIGDY także -gdyby tak było ?- próby zaszczuwania jednej strony przez drugą w sytuacji gdy „nie udało się przez prawo zniszczę przez pomówienie książkowe”. pozdrawiam

      • Malzenstwo moich rodzicow trwa 37 lat. Tak ksiazka to wersja „soft” wyzisk i obelg jakie sluszal i slyszy nasz Ojciec i my. Gdyby sie rozwodl to moze mielibysmy mozliwosc innej prspektywy, innego zycia z kobieta ktora bylaby by Matka prze M a nie tylko kims kto urodzil………………… ale nie oddalaby mu dzieci.
        Takie kobiety sa. Sa tez tacy faceci. Smutne. Ale sa.
        Zadne z nas nie zalozylo rodziny. Boimy sie kazdej wersji, ze albo bedziemy tak ponizani, wyzywani, albo my bedziemy wyzywac. W koncu to w nas jest. We mnie jest.
        Chyba dzieki tej ksiazce lzej mi sie zrobilo.

  24. ta rozmowa uświadomiła mi jedno – przez zwłaszcza ostatnie lata przed rozpadem mojego mał. ja sama bardzo musiałam pilnować się, aby nie powiedzieć czegoś na co nie miałam konkretnych materialnych dowodów lub nie zdarzyło się w obecności kogoś innego najlepiej kilku osób. W innym przypadku zbyt często wmawiał mi, że „przesłyszałam sie.. oczywiście jak zwykle źle zrozumiałam.. przekręciłam .. pomyliłam jak zawsze.. zapomniałam co powiedziałam bo tak niby zawsze mam :-)..widziałam cos czego nie ma…..tak naprawdę to było całkiem inaczej…..opowiadam jak zwykle nie to co najważniejsze….do tego nie zawsze po polsku…” :-).
    Jednak zwąż róznice do tego co piszesz o sobie a książką- tam Wiesiek opowiada awantury po awanturze, sasiedzi, jacyś znajomi głośnych AWANTUR musieli byc mimowolnymi świadkami. Ty sugerujesz, że w Twoim przypadku masz cichego wroga w bliskiej osobie, a na zewnątrz jesteście extra parą. Wieśiek opowiada o żonie z hałaśliwym ADHD, dlatego…jestem bardziej niz Wieska ciekawa opowieści jego żony to może byc ciekawsze….Oceniam Wieśka jak Ainiec i mam raczej kiepskie mniemanie o autorce tego szczególnego „dzieła”. Tobie tez życzę siły.

    • dodam….w jego obecności – tylko w jego obecności nigdy gdy go nie było- bywało, że jąkałam sie, przekręcałam wyrazy ..

    • Wiem o co Ci chodzi. Brałam głównie pod uwagę wypowiadane słowa (złe słowa)…. (…)Ale jeżeli u nich były głośne to – wiem, powinien ktoś słyszeć. Bardziej nastawiłam się na inną stronę – ranienia słowami, nie wiem, czy masz pojęcie o czym ja piszę. (część tekstu usunięto)
      Pozdrawiam.

    • Rozumiem Cię i chyba -niestety dla mnie- więcej niż piszesz. Jeśli jest jak piszesz to z pewnością czasem masz ochotę „wyć do księżyca”, Być może żona Wieśka to właśnie robiła ? jeśli robiła… Czasem mężczyzna wiedząc, że wybił sie zawodowo w duzym stopniu dlatego, że żona przejmowała jego obowiązki domowe dużym kosztem swojej pozycji zawodowej zachowuje sie jak pisze Ainiec – jak tchórz. Ogłasza całemu światu, że oto był 30-35-40? lat z kobietą, która ku zdumieniu otoczenia nazywa wariatką z ADHD, człowiekiem złym do szpiku kości, absolutnym zerem etycznym z co tu dużo mówić (patrz Joanna) wulgarnymi nawykami. Ogłasza, że oto teraz już w końcu musi!! zacząć życie od nowa i to koniecznie z inną. Im inteligentniejszy tym inteligentniejsze buduje sobie alibi… On ma silną finansowo pozycję szuka partnerki, która go dowartościuje medialnie? Ale…aby nie byc odsądzony od czci i wiary, że nadużył zaufania żony i wystawił ją życiowo do wiatru – robi z niej wariatkę i człowieka nie do życia. Manipuluje. Ale nie ma dowodów, przegrywa w kolejnych sądach, więc pisze powieść- alibi dla niego i nowej partnerki. oooook 🙂 na emeryturze napiszę książke z j.w. fabułą. Wieśiek jest zbyt cudnie biały a żona jego zbyt czarnie piekielna, a wszystko podlane inteligentnie i przekonywująco. Może będziesz jeszcze na tym blogu jak napiszę te książkę na emeryturze? 🙂 serdeczności

      • Jasia – mam nadzieję, że będę.
        Być może ja za szybko się utożsamiłam… Człowiek szuka czegoś podobnego, by czuć, że nie jest sam? nie wiem… to wszystko nie jest łatwe. Dziękuję Ci za rozmowę. Będę Cię miło wspominała.
        I czekam na obiecaną powieść…
        Ode mnie również – wszystkiego naj…

      • dziękuję za zaproszenie. Moja powieść powstanie bo noszę ją w sobie, a czas ma na nią wpływ taki sam jak na dojrzewające wino 🙂 Kiedy dokładnie? Jeszcze nie wiem. Mam jednak nadzieję, że zdążę zanim kiedyś odpłynę jak każdy „do krainy wiecznych łowów” :-)i zanim Tobie znudzi się Twoje blogowanie. serdeczności

  25. Cieszę się, że zajrzałam ponownie do Ciebie Beatrix
    powiem tak; jestem na etapie organizowania sobie nowego życia. Lata przeżyte z moim „Wieśkiem” to tak bolesne dla mnie doświadczenie, że wątpię abym kiedyś potrafiła odzyskać swoje ja… jednak podejmuję próbę. Czeka mnie ciężki, ubogi byt… ale wybieram właśnie tak. I nie rozgłaszam światu swojej doli, nie użalam się nad sobą, tkwiłam w takim życiu bo tak wybrałam kiedyś, teraz postanowiłam inaczej. Mój „Wiesiek” konsumuje w życiu wszystko na co ma ochotę, robi to „przy okazji”, „przypadkowo”… po cichu. Dla otoczenia jest kochającym mężem?! Tylko dla otoczenia, bo dla mnie jest cichym sadystą! Niedawno dowiedziałam się, że jestem potrzebna tylko do tego aby ON lepiej wyglądał w oczach otoczenia! Ale słyszałam to tylko ja! Niedawno pokazałm mu w historii jego komputera odwiedzane przez niego portale czatowe, randkowe, pornograficzne… dla mnie jest to zdrada, upokorzenie – on mnie wyśmiał! Też nie mam swiadków! Mój „Wiesiek” robi co chce, jak chce… byle zaspokoić swoje chciejstwo. Ja jestem zdeptanym robakiem, który resztkami sił podejmuje się „wyczołgania” spod buciora, który mnie depcze.
    Wiem, że życie a fikcja literacka to co innego… dostałam jednak swoją dawkę kryształowego „Wieśka” i nie życzę nikomu takiego kryształu.
    Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

    • „Dla otoczenia jest kochającym mężem?! Tylko dla otoczenia, bo dla mnie jest cichym sadystą! Niedawno dowiedziałam się, że jestem potrzebna tylko do tego aby ON lepiej wyglądał w oczach otoczenia! Ale słyszałam to tylko ja! Niedawno pokazałm mu w historii jego komputera odwiedzane przez niego portale czatowe, randkowe, pornograficzne… dla mnie jest to zdrada, upokorzenie – on mnie wyśmiał! Też nie mam swiadków! Mój „Wiesiek” robi co chce, jak chce… byle zaspokoić swoje chciejstwo. Ja jestem zdeptanym robakiem, który resztkami sił podejmuje się „wyczołgania” spod buciora, który mnie depcze” – Czyli, jako KOBIETA masz prawo do cierpienia. Wiesz, że nikt nie wiedział o jego sadyźmie? Facet nie ma prawa być w identycznej sytuacji?
      ABSOLUTNIE, bo …NIE?
      No, bardzo to kobiecy i smutny punkt widzenia.
      Juz widzę, jak napiszesz kiedyś książkę, jak tu któraś z pań obiecuje – „bardzo obiektywną, pokazująca problem z obu stron” . Jesion.

      • Drogi Jesion

        nie wiem, czy zwróciłeś uwagę… ale ja akurat trutaj opisałam kawałek swojego życia, a nie książkę! masz swój punkt widzenia, przedstaw go, bardzo chętnie przeczytam, pozdrawiam Ainec

      • Jesion, zgadzam się. Mój kobiecy punkt widzenia jest widocznie nieco inny. W moim związku jestem tymże Wieśkiem (to imię wybitnie nie przypadło mi do gustu), dlatego rozumiem.

  26. Ainec – dziękuję za ponowne odwiedziny, życzę Ci, aby wszystko ułożyło się lepiej w Twoim życiu.

  27. Witam.
    Po pierwsze niezwykle mnie wciągnęła powyższa dyskusja. To budujące że potrafimy jeszcze przeżywać szczere emocje czytając książki.

    Uderzyła mnie jednak pewna widoczna tu tendencja. W wypowiedziach często przewijają się zarzuty „zbyt czarne” „zbyt białe” „niewiarygodne” „nie pokazano drugiej strony medalu” „narzucone postrzeganie bohatera” „niemożliwe” a nawet takie określenia jak „zemsta autorki”. Piszecie, że autorka pokazała sytuację zbyt ekstremalnie, że tak to na pewno nie było, że ciekawe co „Joanna” miałaby do powiedzenia, że „Wiesiek” sam się pogrąża czytając że nie ma świadków, że tak na pewno nie było.

    I przerażenie mnie ogarnia.

    Przeczytał ktoś „Trzepot skrzydeł” Grocholi? Bardzo podobna tematyka acz pokazana z tej klasycznej strony – On kat, ona ofiara. Czy ktoś Grocholi zarzucił ze jest tendencyjna? Że mąż jest zbyt czarny a żona zbyt biała? Że ciekawi ich punkt widzenia męża bo pewnie też ma swoje racje? Czy kogoś zdziwiło że dramat rozgrywał się w zaciszu 4 ścian i NIKT z otoczenia go nie dostrzegł? (ludzie mają to do siebie że czasem nie chcą widzieć). Czy ktokolwiek rozważał że ta książka to jakaś vendetta o podłożu prawno finansowym?
    Nie przypominam sobie. Pamiętam za to ochy i achy za odwagę w poruszeniu bolesnego tematu.
    Dlaczego Grochola Ok, Kalicinska Be?
    Może jednak troszkę w nas hipokryzji drogie Panie? Nie chcę nikogo urazić – wiem że wśród nas mnóstwo milczących ofiar. Ale uchylmy nasz umysł choć na kilka centymetrów i dopuśćmy możliwość że wśród mężczyzn również, że naprawdę istnieją i kobiety katy a mężczyźni ofiary, że przemoc domową inicjują również żony. Że nie tylko mężczyźni ranią i nie tylko oni są mistrzami kamuflażu przed światem zewnętrznym. Patologia i przemoc nie jest tylko rodzaju męskiego. Naprawdę.

    Telewizja bardzo przyzwyczaiła nas do stereotypu przemocy domowej w której brutalną stroną jest mąż – bije, zdradza, wyszydza, tłamsi i niszczy psychicznie a kobieta to słaba, poniżona osoba która nigdzie nie może znaleźć pomocy. Wszystkie filmy, programy o tej tematyce narzucają nam prosty wniosek „On winny, ona pokrzywdzona” i nikt nie ma do tego zastrzeżeń, nikt nie prosi o przedstawienie sprawy ze strony męża. A gdzie tam. Wszak winny (osądzamy bez dowodów, bez przesłuchania drugiej osoby).

    Piszecie że Kalicińska przedstawiła sprawę tendencyjnie – a może po prostu przewrotnie? Warto przemyśleć.

    Pozdrawiam 🙂

    • Etiudo, czy Grochola miesza swoje życie prywatne z tym co opisuje ? Czy jawne poprzez taką książkę (jej formułę) stawanie po stronie swojego partnera rozwodzącego sie ze swoją żoną jest przekroczeniem wszelkich standardów? Co do zasady – czy wróg Twój, mój, kogokolwiek, jest obiektywny gdy Cię atakuje? Czy potrafi być bezględny? Miłość potrafi przerodzić sie w nienawiść, ale nawet wtedy po wspólnie przeżytej połowie życia obowiązują pewne ogólne standardy, których łamanie więcej mówi o łamiącym niż atakowanym. Kalicińska pracowała w reklamie- wie, że kłamstwo powtarzane po wielokroć staje sie „prawdą”. Majstersztyk budzący wiele watpliwości.

  28. Też to czytałem.
    Niepotrzebne ekspiacje, Beatrix. Twoje pierwsze wrażenie było słuszne.
    Ad meritum problemu, opisanego w książce, sporo wyjaśnia ten tekst: http://wyborcza.pl/1,75477,8607832,Grozne_i_wsciekle_Francuzki_bija.html
    To Francja. Myślisz, że w Polsce jest inaczej?
    Jest więcej na ten temat, ale to już wygoogluj sobie sama (przemoc wobec mężczyzn). Inne dyskutantki również zachęcam.

    I jeszcze: czytam tak te wszystkie wpisy i uderza mnie jedno. Osoba podpisująca się „Jasia”, na mój gust, przejawia zadziwiające zaangażowanie i równie zadziwiającą znajomość publikacji prasowych na temat Autorki. Oraz dość jednoznacznie utożsamia się z bohaterką książki. Wręcz miesza fikcję literacką z realnym życiem. Aż strach pomyśleć: czy aby nie mamy tu do czynienia z nożycami, co to się odzywają?

    Pozdrawiam serdecznie

    • gdy masz za sobą kawał trudnego życia to niestety już wiesz, że zbyt często racje ma ten kto lepiej i donośniej krzyczy. Gdy oto jest kolejny do szpiku kości ideał – ja mu nie wierzę. Jeśli Ty umiesz nadal bezkrytycznie wierzyć Zwyklak to Ci zazdroszczę.

      • Zwyklak

        Zaglądam, ponieważ ten temat mnie także dotyczy i interesuje od jakiegoś czasu. W internecie też prześledziłem. Jest mnóstwo informacji, nie trzeba nawet daleko i długo szukać: wystarczy wgooglać: „przemoc wobec mężczyzn” a uzyskuje się 237000 wyników, z Wikipedią na czele. Najciekawsze i często cytowane jest to (naukowe!): http://www.ipin.edu.pl/ppn/archiwum/2005/3/t14n3_6.pdf.
        Co dowodzi, że Autorka nie wydumała sobie nieistniejącego problemu, lecz, że opisała problem istniejący w życiu, choć nieobecny w literaturze.

        Wracając do dyskusji: interesująca historia. Przeglądam raz jeszcze wszystkie wpisy i znów dostrzegam to samo. Szanowna Jasia (tylko ona, nikt inny) zamiast odnieść się merytorycznie do problemu poruszonego w książce bądź ocenić literaturę jako taką, z podziwu godnym uporem atakuje personalnie Autorkę. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko wyciągnąć stąd jedyny możliwy wniosek, a mianowicie taki, że pani Jasia uważa się za alter ego książkowej Joanny. Oj! A może nawet za pierwowzór? Zgadłem?

        Przykro mi, ale nie współczuję. Jeżeli to jest prawda (a doprawdy wszystkie pani wpisy, pani Jasiu, na to wskazują), to czy to jest rozsądne tak ogłaszać wszem i wobec: „To ja jestem Joanną”? Nie lepiej po prostu przemilczeć? Odpuścić, zamiast analizować wywiady, śledzić artykuły w brukowcach i oskarżać Autorkę na forach? Toż żywot książek jest krótki a to nie są „Noce i dnie” i „Zwyczajny facet” przecież do kanonu lektur szkolnych z pewnością nie trafi.

      • a ja myślę, że dla tej dyskusji jest bez znaczenia czy jestem inną pisarką, koleżanką, matką, córką czy sąsiadką, samą Aśką, czy fanką Kalicińskiej czytającą po babsku jej liczne wywiady o jej życiu osobistym w pociągu czy przed gabinetem do dentysty. Jestem przeciw nie tylko fizycznej, ale i psychicznej przemocy w rodzinie/małżeństwie, zwłaszcza tej cichej przemocy, niewidocznej dla sąsiadów (bez koniecznego ADHD bohaterki opisywanego w tej książce). Jestem przeciwna cichemu nękaniu i zaszczuwaniu ludzi, i nie ważne jak kto i na ile uznany by to robił. Wiem niestety zbyt dobrze, że świadczący przemoc może maniplulacją idealnie grać rolę ofiary – zwłaszcza gdy jest bardzo inteligentny i przebiegły. Wiem to. Wiem też, że nie każdy facet potrafi udźwignąć z klasą decyzję, że chce zacząć nowe życie. Wiem to. A w takiej sytuacji ma czasem tym większy kłopot gdy dużo żonie zawdzięcza a chce zachować sie jak wzbogacony tchórz na statku rodzinnym. Wiem to. Joanną szanowny ZWYKLAKU ja nie jestem – i to jest jasny i pewny punkt w tej mojej wypowiedzi. Jestem zwyczajną kobietą, która łączy jednak to co wiem z tą książką. Jestem zdecydowanie za powstawaniem takich publikacji, jestem jednak także przeciwko wykorzystywaniu takich tematów za przykrywkę dla partykularnych interesów. Autorka w takich przypadkach winna być jak żona Cezara, a bohater nistety zbyt wiele ma z jej życia prywatnego. Niestety. Np. kilka inteligentnych analogii i naprowadzeń (pytam w jakim celu?) i cały pozostały kosmos kreacji literackich, który jednak suma sumarum mógł wyrządzić i mógł mieć na celu wyrządzenie komuś krzywdy. A wtedy nie tylko w grę wchodzi coś co jest niesmaczne, lecz mówimy co najmniej o łamaniu ogólnie przyjętych standardów. I tu stawiam DUŻY znak zapytania? Autorka niech rozstrzygnie to w swoim sumieniu (jej pan W. także). Książka może być bowiem (obym nie miała racji) dalszym ciągiem zawziętego psychicznego nękania – a to jak została opracowana aboslutnie daje mi prawo do takiego myślenia i odbioru. Podkreślam- ja NIE jestem Joanną.

      • I want to send you an award for most helpful inrtneet writer.

      • Toloba Toloba Te ! | (18:13) Djo oyo bolanda ye te aza na ye aventurier ! Eza ba mpiaka ya Etats Unis d’Amérique yango eza kolobisa ye. Akosala Rex eloko nini ? En plus awa na Paris. Zoba moko boyé ! Batu ya UDPS na comprennaka bango jamais !

  29. Zwyklak, Etiuda – myślę, że każdy patrzy ze swojej perpektywy. I pewnie dlatego tyle różnych głosów. Powiem szczerze, że starałam się walczyć, starałam się nie patrzeć z perspektywy męskiej czy żeńskiej – tylko człowieka krzywdzonego. Jednak głosy sprzeciwu sprawiły, iż uznałam, że po prostu się nie znam. Dlatego stanęłam po stronie kobiet. Pani Kalicińska powinna poczytać te opinie i się wypowiedzieć, może coś by rozświetliła, bo ja nie wiem co dodać. Przez tak długi czas starałam się zrozumieć punkt widzenia osób, które tu pisały swoje opinie, że ostatecznie zmieniłam zdanie, bo poczułam, że muszę stanąć po stronie skrzywdzonych.I nadal jestem, nieważne czy to kobieta, czy mężczyzna. Nikt nie powinien ranić drugiego człowieka – tego zdania nie zmienię.

    Czytałam „Trzepot skrzydeł”, podobna tematyka, tyle, że role odwrócone. To prawda.
    Artykuł przeczytam.
    Pozdrawiam.

    • Życie, Droga Beatrix, jak to życie: zaskakuje nas często odpowiadając na nasze pytania, nawet wtedy, gdy ich wprost nie zadaliśmy.
      I tak właśnie się stało tym razem. Wczoraj otóż pojawił się dramatyczny apel zwyczajnego faceta o pomoc w ratowaniu syna, nad którym znęca się matka. Tu też wszystko działo się przy nieświadomości otoczenia. Mało tego – otoczenie, którego obowiązkiem było zająć się sprawą totalnie ją olało, nie zainteresowało się. Prokuratoura umorzyła sprawę! Jak myślisz, dlaczego tak się stało? Czy nie dlatego właśnie, że to tak sprzeczne ze stereotypem, zgodnie z którym to zawsze facet jest winien a kobieta „świętą jest”?
      Zresztą, przeczytaj: http://czestochowa.gazeta.pl/czestochowa/1,48725,9221607,Internauci_apeluja__Ratujcie_Szymona.html

      Pozdrawiam 🙂

      • ja też mam wrażenie, że Szanowny ZWYKLAKU podchodzsz zbyt osobiście. Piszesz dużo o „przemocy wobec mężczyzn” i masz wiele szczególnie empatii dla Wieśka. Jesteś alter ego Wieśka lub…zgadłam ? samym Wieśkiem? Pewnie tak. Wg mnie – jak na książkową ofiarę damskiej przemocy radzisz sobie doskonale i do tego jaka retoryka? Razem z Etiudą zrobiliście rentgena Jasi. Duża wprawa we współpracy.

  30. Sopis tytułów książek o tematyce ofiara- kat (oczywiście kobieta ofiata i tylko w wypadku dwóch kobieta dziecko ofiara). Ofiary faceta nie ma.

    Miłość od ostatniego wejrzenia – Verdana Rudan
    Trzepot Skrzydeł – Grochola
    Gnój – Wojciech Kuczok
    Kruchość porcelany – Monika Sawicka
    Kochac zbyt mocno – Rosalind B.Penfeld
    Płomień nocy – C. Counther
    Purpurowe nici – FrancisRiver
    Kato tato – Halszka Opfer
    Sybil Dorsett – Flora Rheta Schreiber

    W żadnej autorka/autor nawet nie próbuje pokazać kawałka dobrej strony kata ( w ostatniej – matki potwora)
    Czemu Kalicińska miałaby to robić?

    Beatrix – ja też własnie zawsze staję po stronie ofiary, NIEZALEŻNIE czy jest to mężczyzna czy kobieta. Nie moge się oprzeć wrażeniu że wypowiadające się tu Panie kategorycznie nie dopuszczają możliwości że taka historia mogla się zdarzyć, patrzą tylko przez pryzmat swoich doświadczeń, swojego bólu i swoich rozczarowań, zapominając że inni ludzie (mężczyźni) też przeżywają milczące dramaty. Zafiksowaliśmy się w stereotypie „przemoc jest płci męskiej”. Szkoda. Książkę warto traktować uniwersalnie i patrzeć na tematykę którą porusza, nie skupiać się na detalach se strony trzystaktórejśtam.

    Pozdrawiam!

  31. Jasiu „zbyt często racje ma ten kto lepiej i donośniej krzyczy” – patrząc na ilość i jakość twoich komentarzy nie mogę się z Tobą nie zgodzić 🙂
    Tak – Grochola również zawarła w swojej książce wątki autobiograficzne. Widzę jednak że wiesz nadspodziewanie dużo o książce Kalicinskiej i Twoje sugestie odnośnie jej personalnych interesów zawartych w książce mocno mnie zaskakują. Skąd to wszystko wiesz? Zgadzam się z którymś z poniższych wypowiadających się – traktujesz sprawę zbyt osobiście co dziwi i niepokoi. Zaskoczona agresją w stosunku do autorki i brakiem szerszej refleksji na temat problemu poruszonego w książce pozwolę sobie wycofać się juz dyskusji by „zbyt donośnie nie krzyczeć”.
    Beatrix dziękuję za możliwość wypowiedzi.

    Pozdrawiam wszystkie Panie i Panów ciepło i dziekuję za ozywczy dialog!

    • wprowadz proszę korektę ” zbyt często ma ten rację, kto ma mnie skrupułów i jest lepszy w argumentacji”. Widzę, że oboje ze Zwyklakiem bardzo zaangażowaliście się w obronę etyki tej książki. Ja musiałam przeżyć pół wieku aby nauczyć się, że zgoda na poniżanie siebie przez najbliższą osobę jest krzywdzeniem siebie i nie tylko siebie. Wiem już, że trzeba miec odwagę bronić swoich poglądów i umieć to robić. Żałuję, że nie rozumiałam tego wcześniej….. Lepiej późno niz później.

    • ” zbyt często ma ten rację, kto nie ma skrupułów i jest lepszy w argumentacji”.

    • Dziękuję Beatrix za tą dyskusję. Po przeczytaniu dyskusji zmieniłam pogląd i dopuszczam możliwość niskich, pozamerytorycznych powodów napisania Zwyczajnego faceta. Jestem zaskoczona, że Etiuda & Zwyklak atakują osobiście jedną z wypowadających sie osób zupełnie nie podejmując z nią dyskusji merytorycznej. Czyżby Jasia MIAŁA RACJĘ? Zgadzam sie z Jasią, że te kłotnie W. z J. ktoś musiał słyszeć od czasu do czasu bo Joanna prezentowana jest w książce faktycznie jak osobą z ekstermalnym ADHD. Skoro W. nie miał świadków trzeba było tej strony trzystaktórejś nie pisać lub lepiej ściemniać. :-)macie wtopę

      • Ja czyli ona

        Jest w książce napisane, ze sąsiad przychodzi i upomina by sciiszyc muzykę i KRZYKI. Tylko nie wszyscy chcą świadków w sądzie. Trudno czasem świadkowi opowiedziedzeć się za którąś ze stron, aby nie stracić przyjaciół lub by nie być atakowanym przez osobę przeciw której świadek zeznał.

  32. Bardzo Wam wszystkim dziękuję za komentarze – każdy ma prawo wypowiadać swoje zdanie. Wszystkich serdecznie pozdrawiam, jeśli ktoś Was skrzywdził życzę, abyście odzyskali siły i radość życia.
    Pozdrawiam gorąco.

  33. No i klapa opada… Kto nie z nami, ten przeciw nam?
    „Najnowsze badania burzą mit kobiety jako wyłącznej ofiary przemocy. Pokazują również, że problem przemocy w rodzinie nie jest dostatecznie zbadany. Coraz to nowsze dane ukazują jej nieznane oblicza i burzą wiele stereotypów”.
    Dokładnie tu się to dzieje, bardzo łatwo akceptujecie Panie fakt, że facet jest, bywa, może być „ten zły cham, brutal, złoczyńca”, a nie dopuszczacie, że może być odwrotnie!? Personalny atak Jasi na autorkę, a nie na problem – zdumiewający.
    Kiepskie to forum jeśli inne zdania są delikatnie mówiąc traktowane z góry. Szkoda. Żegnam.

    • hallo Jesion
      przecież kazdy przedstawia tutaj swój punkt widzenia, jak Ty… i nie rozumiem dlaczego masz problem z obiektywnym podejściem do innego pstrzegania sprawy? pojawiasz się i znikasz, nie wnosząc tak naprawdę wiele do dyskusji, prócz krytyki.
      Nie uważam, bytacy jak Ty potrafili prowadzić obiektywny dialog, jestes „obrażonym Wieskiem”?
      Pozdrowienia dla Ciebie wiosenne, może słońce Cię rozchmurzy 🙂

  34. Jesion – każdy patrzy ze swojej perspektywy i nie potrafi przyjąć, że mogłoby być odwrotnie.Ale jak już wspomniałam w którejś wypowiedzi, znam kobiety, które niszczą życie swojej rodziny i znam takich mężczyzn, także wiem doskonale, że nie zawsze to mężczyzna jest winny. Jednak trudno przyjąć to do wiadomości kobietom, których mąż bardzo źle traktował i niszczył osobowość przez wiele lat.
    Dlatego rozumiem żal Jasi i innych kobiet, które się wypowiadają – patrzą ze swojej strony i nie wierzą, że one mogłyby tak postępować. Może z czasem odzyskają wiarę, że nie zawsze tak musi być.
    Szkoda, że tak się rozstaliśmy – prowadzę bloga nie dla sprzeczek, tylko mam nadzieję na dobrą zabawę, zyskałam wielu znajomych i przyjaciół. Książek tego typu czytam niewiele. Raz skusiłam się na obyczajówkę, którą pożyczyła mi koleżanka z pracy – i namieszałam tym wpisem… Nawet nie sądziłam, że na tyle sposobów można ją odebrać. Bo ja spojrzałam na sprawę bardzo prosto – białe jest białe, a czarne – czarne. No i się pomyliłam – ilu komentujących, tyle zdań.
    Serdecznie Cię pozdrawiam.

    • Droga Beatrix!
      Nie zniechęcaj się! To świetnie, że komentujesz książki a jeszcze piękniej, że czytasz książki mądre. I nie rezygnuj z takich lektur!
      A ja z przyjemnością będę tu jeszcze zaglądał.

      Ale internet to internet. Różni ludzie różne rzeczy piszą i nie da się przed nimi ustrzec, jeżeli nie chce się dyskusji cenzurować, naturalnie. Mój pech, że skomemntowałem akurat wpis pani podpisującej się jako „Jasia”. Nie dość, że – jak z pewnością zauważyłaś – pani ta nawypisywała całkiem sporo nadzwyczaj emocjonalnych postów, to jeszcze zawarła w nich nie tyle krytykę powieści ile przede wszystkim personalne zaczepki (oskarżenia nawet) pod adresem Autorki. Moim zdaniem przekraczając granice takich dyskusji.
      A już teoria spiskowa, której się ta osoba dopatrzyła w komentarzach osób niezgadzających się z jej poglądami, zdaje się świadczyć o czymś więcej niż tylko o nadmiernych emocjach w stosunku do – było nie było – zwyczajnej książki. Takie doszukiwanie się spisków wokół siebie ma swoje określenie w – proszę wybaczyć – psychiatrii. I nie jest to bynajmniej błahe ADHD.

      Na tym kończę mój udział w dyskusji o „Zwyczajnym facecie”. Nieprzekonywalnych nie przekonam a zainteresowanych problemem zachęcam do przeczytania książki.

      Serdecznie pozdrawiam

      • Przeczytałam ostatni i jeszcze raz poprzednie komentarze Zwyklaka i przecieram oczy ze zdumienia…W komentarzach Pana są liczne oceny osób (głównie mnie), są także Pana rozdawane tzw. „dobre” rady w stylu co to my „kobitki” powinniśmy zrobić. Taki wyniosły protekcjonizm w odnoszeniu – to ma być taki wyraz Pana empatii? No i na koniec beztroskie Pan własne „diagnozy” psychiatryczne  Dlaczego? Hm…zarzuca Pan (podobnie jak i Etiuda) poczynione wpisy . Na boga człowieku, czy policzyłeś swoje wpisy dokonane tutaj tylko raptem w ciągu kilku dni? Toż, gdyby uczestniczył Pan tak długo jak ja w tej dyskusji toczącej się na gościnnym blogu Beatrix , to miałby Pan do tej pory -przy takie ich intensywności – o cały Mont Everest więcej ( byłoby ich tyle wpisów ile w ogóle jest w tej chwili w tym temacie – coś ponad 25 sztuk? )  Czy powinnam wobec takich Pana emocji także polecić Panu w takiej sytuacji dobrego psychiatrę wobec bynajmniej nie błahego wobec powyższych faktów Pana ADHD? Powinnam?  Czy wobec tych socjotechnik jakich Pan użył (w tym linki do maltretowanego przez matkę dziecka) powinnam posądzić Pana nie tylko o toksyczność ale i o manipulację, ze skłonnością do łamania standardów w traktowaniu innych (aspekt złośliwości w kontekście psychiatry i inne). Przemoc nie ma płci drogi Panie.
        A hipokryzją jest roztkliwianie się drogiego Pana nad literaturą przemocy w rodzinie wobec agresji i przemocy słownej jakiej dał oto Pan nam publicznie próbkę wobec mojej osoby. Czyż nie? Takie sa fakty.
        I dodam: Joanną nie jestem, ale WIEM o sprawie tej książki dość sporo, wywiady autorki były i są publiczne, i nawet dzisiaj można do nich zajrzeć. Odniosłam się więc do tego co jest ogólną, wspólną wiedzą medialną. Mam też swoje doświadczenia życiowe. To co miałam do powiedzenia, powiedziałam. Być może za jakiś czas dodam jeszcze epilog, jeśli dojdę do wniosku, że jest to potrzebne, bo np. czyniący przemoc za bardzo zawzięcie obnosił się będzie jako ofiara wykorzystując ku temu całą swoją niewątpliwie ponadprzeciętną inteligencję.

        Serdecznie pozdrawiam. Zwłaszcza te osoby, których życie kiedykolwiek postawiło w sytuacji, że w obecności najbliżej osoby musiały z niepokojem o reakcję zważać na każde swoje słowo lub własną opinię.
        Beatrix dziękuję za madrą tolerancję gościnę.
        ps. na emeryturze jak pisałam- napiszę 🙂 serdeczności

  35. Zwyklak – to prawda – nawet nie zdajemy sobie sprawy jak różni są ludzie. W życiu codziennym (realnym) wśród znajomych najczęściej są osoby nam podobne, a w internecie poznałam wiele osób, które są tak różne, których przekonania są totalnie inne od moich. Akceptuję to, bo inaczej nie mogłabym prowadzić przyjaznego bloga tylko toczyć walkę, a nie taki był mój cel.
    Serdecznie dziękuję i zapraszam oczywiście. 🙂

  36. O rany, dyskusja dalej się rozwija.
    Nie doczytałam do końca, przyznaję się bez bicia, odniosę się tylko do dwóch spraw, dlaczego „nie” (dla książki, ode mnie, subiektywnie).
    1) licentia poetica p. Kalicińskiej przedstawić relację „kat-ofiara” z jednej strony. Tak, to jest trafny argument. Z listy książek przedstawionych przez Etiudę czytałam tylko „Gnój” Kuczoka – i bez urazy, ale niech się p. Kalicińska i „Zwyczajny facet” schowają. Jakość prozy jak dla mnie dramatycznie inna. Ale ja nie o tym, choć pewnie jedno z drugim jest związane. Miałam raczej o możliwości przedstawienia przez autora jednej strony. Tak, autor ma prawo. Mnie to jednak nie przekonało. Akurat nie ten przypadek. Po lekturze „Gnoju” pozostało w powietrzu, we mnie pytanie: ale dlaczego? dlaczego taki ojciec? Skąd taki mechanizm, takie zachowania ojca? I jeszcze pytanie bolesne: czy jako rodzic w czymkolwiek nie idę w stronę takiej relacji? Po lekturze „Zwyczajnego faceta” nie było pytania, a raczej gdybym próbowała sobie je sobie zadać odpowiedź była natychmiastowa i automatyczna: „bo to zła kobieta była”, po prostu jędza i wariatka.

    2. Absolutnie nie twierdzę, że kobieta nie może być „katem”, sprawcą domowej przemocy. To, że osobiście nie spotkałam, nie znaczy, że nie ma. Skoro badania mówią, że są – to są. Skoro pojawiają się doniesienia prasowe – znaczy, że sie zdarza. Mnie się jednak nie podobała TA konkretna książka. Nie z uwagi na przedmiot ale na to jak została napisana, w jaki sposób została w niej przedstawiona ta konkretna kobieta, ta konkretna sytuacja, relacja między tą kobietą a mężczyzną.

    Po przeczytaniu postów Etiudy po raz kolejny się siebie spytałam, dlaczego mnie ta konkretna książka nie przekonuje. I znowu wraca jedna myśl: zaraz, zaraz… facet żył z żoną coś koło 20 lat i w końcu doszedł do wniosku, że ona jednak jest TAK straszna i tylko straszna, że to taki potwór, że już dłużej nie wytrzyma? To przez te 20 lat co go trzymało? Wg. książki całe życie było źle, ale na koniec juz okropnie. I to „źle” i tylko żle trwało 20 lat? I on to wytrzymał? No jednak nie rozumiem. Bo od 20 lat w małżeństwie widzę, że jest czasem źle, czasem fajnie, czasem nijak – a jemu było tylko źle? Nie no, chyba nie? A skoro złe narastało, to czemu nie próbował nic, kompletnie nic z tym zrobić? On się tylko wycofywał. „Nie, ona do psychologa nie pójdzie” – zrobił założenie i już nic więcej nie musiał. Zamiast walczyć po prostu się wycofał i to jeszcze z ogromnym poczuciem krzywdy.

    Ok, może by mu się nie udało. Nie wiem. Ale to dorosły człowiek, mężczyzna ponoć, nie dziecko potrzebujące ochrony. To człowiek, który ślubował być przy swojej partnerce na „dobre i na złe”. Był na dobre, „względnie dobre” i „aceptowalne”. Jeszcze bym zrozumiała, jakby podjął jakąś próbę walki o rodzinę, o ich małżeństwo. Ale jego walka to było unikanie ciosu, wycofanie się – i tylko to.

    Nie musiał walczyć, żona była dorosła, powinna sobie zdawać sprawę z tego, ze źle robi? Tak, oczywiście powinna. Nie twierdzę, że była kryształowo czysta. Być moze była tą złą kobietą, a na pewno nie rozumiała tego, że jej działania wobec męża wywołują zgoła odmienne skutki niż te, których oczekiwała. Popełniała grzech wielu kobiet: „strzelę focha” niech się domyśli, ze powinien mnie przytulic, spełnić moje oczekiwania. A on odwrotnie, bo kto by tam jeża przytulał. Natężenie „focha” (awantury) i jeżowatości (zeby nie powiedzieć „jędzowatości”) oraz ucieczki przed tym osiągnęło więc poziom krytyczny.

    To nie jest nadzwyczajny scenariusz. To jest scenariusz wielu związków, wielu małżeństw. Jeśli ludzie (oboje) znajdą w sobie na tyle siły, mądrości i odpowiedzialności, żeby małżeństwo przetrwało, żeby się porozumieć, jeśli wyjdą z tych schematów – związek, rodzina przetrwa. Jeśli będą brnęli w niezrozumienie – może się rozpaść, bo zabraknie motywacji.

    Ale małżeństwo to obowiazek i praca DLA DWOJGA. Nie wiem, czy była tu u żony jakaś choroba psychiczna (co tak łatwo zostało zdiagnozowane). Widzę przede wszystkim kwestię charakterów, które ze sobą „nie pracowaly”, które nie potrafiły się zgrać, osobowości do siebie nieprzystających i ludzi, KTÓRZY NIE PODJĘLI PRACY nad tym, żeby pomimo różnic ze sobą być. Tak, żona była winna – tej pracy nie podjęła, wybrała jak najgorsze i coraz gorsze metody, żeby do męża dotrzeć ze swoimi potrzebami, próbowala nim wstrząsnąć, rządzić zamiast się porozumieć, osiągnąć kompromis. Ale jak miała sobie zdać sprawę, że nie tędy droga skoro nie było interakcji, bo mąż się wycofał? Powinna była przemyśleć, zrozumieć? Nie zrozumiała fakt – to jej wina. Ale on też winny, ze się wycofał, że nie podjął walki o rodzinę, że choćby nie zasięgnął rady specjalisty. Uznał, że ona jest zła, że go krzywdzi i to go zwalnia od odpowiedzialności.

    On – dorosły mężczyzna – nie był bezbronnym dzieckiem, jak w przypadku „Gnoju”. On mógł powalczyć o rodzinę, o związek. Czy musiał? Nie, nie musiał, nikogo do takiej walki nie można zmusić – chociaż przecież przyrzekał przy ślubie. Ok, no to niech mu nawet będzie, że nie musiał walczyć. Ok, mógł odejść. Ale odejść i opluć? Bo ta książka to oplucie tej konkretnej żony, w tym konkretnym małżeństwie. I dlatego właśnie ta konkretna książka mnie nie przekonuje.

    W innych przypadkach może bym bez wątpliwosci stanęła po stronie ofiary. Ale nie w przypadku tej konkretnej historii, tej konkretnej książki.

    To byłaby dla mnie książka o niezrozumieniu, wzajemnym niezrozumieniu się kobiety i mężczyzny, o tym, ze się różnimy i że popełniamy w tym wszystkim błędy: Wiesiek, że się tylko wycofywał i coraz bardziej cierpiał, aż nie był w stanie tego znieść, jego żona – że szukała w nim czegoś, czego byc może w ogóle nim nie było i im on bardziej uciekał, tym ona gorszymi metodami szukała. Ale to nie jest książka o braku zrozumienia, o tym, czemu mężczyźni i kobiety nie mogą się zrozumieć, w czym tkwi ten problem, który tak bardzo czasami uniemożliwia komunikację, co źle robimy, bo autorka w ogóle nie widzi problemu, a raczej widzi tylko jedną jego przyczynę: „bo to zła kobieta była”, jędza i wariatka.

    No i to tyle. Książka mnie zupełnie nie przekonała, wręcz zeźliła, odkładałam z niesmakiem. Nie dlatego, że temat taki, a nie inny (właściwie to aż żal zmarnowanego tematu). Dlatego, ze tak a nie inaczej pokazała relacje małżeńską. Z relacji bez watpienia niedobrej, ale chorej z powodu błędów obu stron (choć niech bedzie, ze żona była tą, która błędów zrobiła więcej), zrobiła relację „kata i ofiary”. Czy aby na pewno ofiara była ofiarą? Czy aby na pewno kat byl tylko i jedynie katem? W końcu żona też wyszła z tego konkretnego małżenstwa z poczuciem krzywdy…

    • Hm…
      Miałem już nie zaglądać do tej dyskusji, ale że link zaplątał się gdzieś w zakładce Ulubionych Explorera więc mnie skusiło i zajrzałem. I dobrze zrobiłem, Dadaczko. Bardzo fajnie się czyta Twoją recenzję powyżej, jest przekonywująca i kompletna. I można by na tym zakończyć, gdyby nie jedno drobne „ale”. Mimo pozorów obiektywizmu odnoszę wrażenie, że całe Twoje negatywne nastawienie wynika z czysto subiektywnego – jakże kobiecego – „nie, bo nie”. Po prostu: dlatego, że nie wierzysz w to, że taka sytuacja, jak opisana w książce, mogła zaistnieć w życiu, uważasz książkę za słabą. I tyle – wszystkie Twoje argumenty do tej jednej konstatacji się sprowadzają.
      Mógłbym próbować Ci udowadniać, jak bardzo jesteś w błędzie ale jak widzę zrobiła to już niżej Nina. Polecam lekturę jej wpisu – samo życie. Prawdziwe.

      • Dadaczka

        ech. Zaczęłam sie znowu rozpisywać, ale się w palce gryzę. Nie silę się na obiektywizm. Wręcz przeciwnie, wyłożyłam swoją subiektywną ocenę, swoje racje. Coś jednak jest w tym, że nie mogę uwierzyć: owszem wierzę, że są sytuacje w życiu, że mężczyzna pada ofiarą kobiety przemocowca. Tylko nie do końca chyba jestem przekonana, że to był ten przypadek. Że ta konretna kobieta była tylko i jedynie przemocowcem. Gładkie czytadło, gładko byłoby uwierzyć. Ale coś mi zaczęło wyć, pojawiało się to „zaraz, zaraz, ale…”. Nie uwierzyłam więc w tę konkretną historię, w tę jedyną znaną czytelnikom wersję, zobaczyłam rysy na pokazanym obrazie – i nie spodobało mi się. Wolno mi? Wolno, w końcu to mój subiektywny odbiór subiektywnie pokazanej historii 🙂

  37. Trafilam na ta strone zupelnie przypadkiem, wlasnie jestem po lekturze „Zwyczajnego faceta” i chcialam dowiedziec sie o tej ksiazce cos wiecej. Od razu sie przyznam ze nie potrafie ocenic czy ksiazka jest napisana dobrze czy nie. Pomyslalam jednak ze dodam swoje trzy grosze potwierdzajac (dla tych z Panstwa ktorym tak trudno uwierzyc ze sa takie kobiety jak Joanna i mezczyzni jak Wieslaw), za takie malzenstwa sie zdarzaja nawet czesciej niz nam sie wydaje. U mnie w rodzinie mam tego trzy przyklady: malzenstwo moich pradziadkow, dziadkow i rodzicow. Pradziadkow nidgy nie poznalam, ale historie o temperamencie prababci sa opowiadane do dzis. Babcia swoim ciezkim charakterem terroryzowala swojego meza, dzieci, dalsza rodzine, sasiadow i pol miasteczka, w ktorym mieszkali. Dla mnie nie byla tylko czarnym charakterem, kochalam ja bardzo, ale dzis po latach zastanawiam sie czy bylo tak poniewaz mieszkalismy daleko i nasze kontakty byly rzadkie oraz dlatego ze bylam jej ulubienica (podobno niezbyt dobrze traktowala wnukow ktorych nielubila). Dziadek natomiast byl takim Wieskiem. Nie wiem czy byl swiety ale napewno byl spokojny, dobry i wlasnie taki wycofany. Ksiazka przypomniala mi awantury w domu dziadkow, gdy dziadek wyslany do piwnicy po sliwki w kompocie, po powrocie zgarna wiazanke „debili i nieudacznikow zyciowych” za to ze przyniosl nie ten sloik. Moja mama wspomina swoje dziecinstwo jako pasmo awantur o wszystko. W szkole wstydzila sie przyznac, za babcia to jej mama. Babcia robila awantury nauczycielom, sasiadom, kobietom na targu (raz w czasie takiej awantury zrobila sie niby arena naokolo babci, a babcia krzyczala dlugo, siarczyscie i z satysfakcja). Babcia wyciela ze swojego zyciorysu najstarsza siostre poniewaz oskarzyla ja o romans z dziadkiem. Dziadek nie rozwiodl sie z babcia tylko zmarl na zawal serca w wieku 64 lat. Mama do dzis mowi ze babcia go wykonczyla. Moja mama natomiast wyszla z tego domu ze zwichnieta psychika i mimo ze tak matki nienawidzila za te awantury, to niestety powielila jej wzor. Moja mama nie robila awantur obcym ludziom, ale za to wszystkie swoje zlosci przynosila do domu i wyladowywala na nas. Moj ojciec jest spokojnym, dobrym czlowiekiem ale juz nie wycofanym jak Wiesiek. Walczy o swoje malzenstwo do dzis, tlumaczy, przeprasza (naprawde za nic!), rozladowywuje ciezkie sytuacje jak sie da. A my z bratem wychowalismy sie w bardzo podobnym warunkach do tych opisanych w ksiazce. Czytajac „Zwyklego faceta” co chwile przypominaly mi sie awantury jakie wszczynala mama, ojciec ktory stara sie mame udobruchac i ja chowajaca sie gdzies miedzy meble tak aby to jakos przetrwac. Wiele razy zastanawialam sie czemu ojciec nie odszedl, nie rozumiem tego do dzis, ja chyba bym nie wytrzymala. A mamie nie moge wybaczyc ze przez tyle lat sie nie ocknela i nie poszla na terapie, ze nie widzi jak toksyczna jest osoba. To tyle o rodzinnych perypetiach, dla tych z Panstwa ktorym trudno uwierzyc ze mozna zameczac ludzi swoim trudnym charakterem i ze mozna to wytrzymywac przez 30-sci lat.

    • Nino – bardzo dziękuję Ci za ten wpis. Wierzę, że Twoje życie było trudne. Ja też znam takie kobiety, które niszczą swoją rodzinę, wrzeszczą i wyzywają – to jest dla mnie nie do pojęcia. Oczywiście i tak rozumiem wszystkich, którzy tu piszą i są za Wieśkiem, i przeciw niemu – każdy z nich został jakoś skrzywdzony i ma żal. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.

  38. Poczytałam te komentarze i powiem tak – sama mam na wyciągnięcie ręki, w najbliższej rodzinie, takie małżeństwo, gdzie to żona jest takim killerem – więc jestem w stanie uwierzyć, że nie tylko mężowie niszczą żony ale i w drugą stronę to też działa, chociaż faceci się generalnie mniej skarżą, bo im może nie wypada – czy ja wiem?…
    I do samej historii nie mam nic – bo to nieograny temat jest – pamiętam jeszcze w podobnym duchu film M. Ślesickiego „Tato” z Bogusławem Lindą i Dorotą Segdą w rolach głównych i więcej nic. Bardziej chodzi mi o przedstawienie całej historii, język którym mówi Wiesiek, jego rozmowy z Ryśkiem, wzajemne relacje z dziećmi, które z jednej strony wiedzą, że ojciec ma rację a z drugiej stają przeciwko niemu pomimo, że nie wstydzą się wyciągać ręki po pieniądze. To mnie w tej książce drażniło niemożebnie…

    I jeżeli mogę to jeszcze jedna uwaga mi się nasunęła przy czytaniu powyższych wpisów – to, że pani Kalicińska wplata lub nie w swoje powieści wątki autobiograficzne to jest jej sprawa prywatna i wydaje mi się, że nie powinno się jej oceniać przez pryzmat powieści, ani książki poprzez życie prywatne autorki.
    To nie jest pamiętnik tylko fabuła i możemy oceniać warsztat pisarski autorki, styl, sposób narracji, przedstawienie postaci i co tam kto jeszcze chce ale nie ją samą…

  39. Dobre odzwierciedlenie koszmaru zycia z czlowiekiem odbierajacym radosc zycia. Nie jest wazne czy to kobieta czy mezczyzna. Wlaczenie dzieci do tej opowiesci dodaje wiarygodnosci, bo wiadomo ze nie chcialoby sie byc dzieckiem z takiego zwiazku. Gratuluje autorce i czy ta opowiesc zostala przetlumaczona na angielski? Chcialabym aby ja moje dzieci mogly przeczytac …

    • Nie wiem, czy została przetłumaczona. Coraz bardziej jednak utwierdzam się w tym, że ile ludzi, tyle opinii o tej powieści. Niesamowite, że każdy odczytuje ją na swój sposób. Pozdrawiam.

  40. Jacek – skrzywdzone kobiety kompletnie nie przyjmują takiego stanowiska, jakie zostało opisane w książce. Widocznie ich sytuacja była tak trudna, że nie były w stanie zrozumieć, że mogłoby to iść w drugą stronę.
    Pozdrawiam Cię i dziękuję za Twój głos.

  41. Ciekawa dyskusja. Chciałem tylko zauważyć, że w związku z różnicą płci mężczyźni częściej stosują przemoc fizyczną, a kobiety psychiczną.. Fizyczna jest bardziej widoczna, ale czy to znaczy że psychiczna jest „mniej ważna”, robi mniejsze szkody lub w ogóle to „głupstwo” w porównaniu do fizycznej? Może komuś pomoże pamięć o tej sprawie by bardziej obiektywnie oceniać kto jest katem a kto ofiarą..
    Pozdrawiam serdecznie.

Dodaj odpowiedź do Beatrix Anuluj pisanie odpowiedzi